Opublikowano Dodaj komentarz

Każdy wie

Najwięcej o tym, jak umeblować życie komuś. Tylko, że ta wiedza nie jest warta nic. Nic nie wnosi.

Masowo przechodziliśmy przystosowanie do kultury – ciężko usłyszeć nam wewnętrzny głos, za to z łatwością umiemy wskazać na to, co logiczne. Dla pewnej grupy ludzi logiczne. Dla większości. Dla uprzywilejowanej większości.

dywan

Rodzice wyrażają opinie, pokazując dziecku świat przez ich pryzmat. Opinie to nie świat. Opinie to nie doświadczenie, którego szuka na świecie dusza dziecka.

Gdy nie wiemy, jaką drogą pójść, wielu ludzi nam doradzi. Powie. Z ich perspektywy logiczne jest, byś odtykał szambo w korporacji X, skoro masz na to papiery i skończone studia.

Dla twojego dobra! Lepiej ci w jasnych kolorach. Pamiętasz? Mówiłam ci, że tam się marnujesz.

Martwię się o ciebie. JA.

W naszych dialogach nadal mało ciekawości. Gdy otwiera się przed nami człowiek z pustką w głowie, w wielkim NIE WIEM, wyuczony przez lata szkoły niepokój każe szybko szukać odpowiedzi. Byle szybko wywalić z siebie to, co wiem, nie można nie wiedzieć. Nauczeni jesteśmy nie pytać, a odpowiadać, zgodnie ze wzorem.

Meblujemy swoje domy zgodnie ze wzorem, w czasach globalizacji jest to IKEA, przyjemnie, ładnie, ciekawie do pewnego stopnia. W ramach.

***

To się zmienia. Budzimy się powoli, w sypialni z IKEI robi się w najlepszym razie nudno, a najczęściej po prostu duszno, szukamy wzoru, chcemy się do czegoś odnieść. Możemy wybrać droższe meble albo inne z IKEI, jest jeszcze inna droga, ale nie widzimy jej rozglądając się wokół.

Podpowiada ją nam nasze ciało, dusza, coś nas porywa, to jest mocne! Bywa na tyle kontrowersyjne, że umysł nie wyrabia. Dostaje rozwolnienia i zalewa nas lękiem. I wtedy opinie innych, wszystko wokół, no wszystko się zgadza z tym rozwolnieniem umysłowym, tylko czemu mój brzuch, całe ciało, intuicja mówi: „NIE. Tam, tam.” I każe zrywać podłogę w ikeowym domu, sprawdzać co pod tynkiem, nagle, o zgrozo, niezgodnie z trendami marzy o wannie w kuchni i zupełnym braku kafli.

Piękne chaty powstają, kiedy dusza staje się sojusznikiem i nie trzeba jeździć do IKEI. <3

Henryk ogląda swoją chatę

Opublikowano Dodaj komentarz

Co robić, gdy wszystkie plany idą się je***? Czyli o graniu w karty.

Częścią życia rodziny z małymi dziećmi jest to, że co chwila zawracamy. Do życia.

Mieliśmy piękne plany spędzenia Świąt w Polsce z rodziną, a po drodze na prom spania w uroczych leśnych chatkach w Szwecji. Tuż przed wyjazdem, nasz rodzinny grafik pęka w szwach. Załatwiamy sprawy z autem, kupujemy dodatkowe wełniane gacie do przedszkola, łańcuchy na opony, prezenty, stroimy naszą niby-choinkę, dostajemy zaproszenie na urodziny do sąsiadki i kombinujemy, jak to zmieścić. Bo jeszcze przecież praca, odśnieżanie, rozbita żarówka, oparzone dziecko…. Tak moje starania na „Święta w rytmie slow” (kto to do cholery wymyślił?!) zostają wystrychnięte na dudka.

I wtedy informacja, że w przedszkolu panuje OSPA przychodzi do mnie jak wybawienie. Wybawienie z tego chomikowego kółka, że ja gdzieś MUSZĘ zdążyć, że zrobić, że odhaczyć, że zapisać sobie i pamiętać JESZCZE o tym.

To nie jest kołczowy tekst w stylu „żyj pełnią życia”. To jest o pewnym postanowieniu. Postanowienie jest takie, że ja rozdaję karty. Zawsze.

Rozdaję karty w sytuacji, gdy moje dziecko ma wypadek i trafia do szpitala.

Rozdaję karty w sytuacji, gdy bliska mi osoba choruje.

Rozdaję karty, gdy mam stresujący czas w życiu.

Rozdaję karty zawsze.

O co chodzi?

  • póki żyję, mam w ręku parę kart. Czasami jest ich więcej, czasami tylko dwie, albo jedna (mogą się te kochane karty, skleić)
  • mam wpływ tylko na te karty, jak nimi zadziałam, rozdysponuję, które wybiorę
  • NIE MAM INNYCH KART!
  • w każdej sytuacji życia mam wybór i wolność w tym wyborze
  • kiedy dzieje się coś, co jest dla mnie naprawdę trudne i ciężkie, mam wybór, czy dam sobie czas i powietrze na przeżycie emocji, często żałoby, rozpaczy, wściekłości
  • zazwyczaj w sytuacji tzw. „czarnej dupy”, mam wybór czy zwrócę się o wsparcie do kogoś wsparciowego
  • mogę dopuścić do wglądu w moje karty kogoś z zewnątrz, na przykład psychoterapeutę, coacha albo zupełnie przypadkową osobę, by poukładała mi trochę te karty albo sprawdziła, czy nie są sklejone
  • karty są dostępne zawsze, w małych sytuacjach codziennych, związanych z naszą reakcją, a także w dużych krokach w naszym życiu
  • ilość kart się zmienia – są zależne od naszych zasobów, zadbania i zazwyczaj samej świadomości, że je w ogóle trzymamy i jesteśmy za nie wdzięczni

Ta cała metafora karciana jest nie tylko o wyborze, ale też o wpływie. Mam wpływ tylko/aż na to, co zrobię z moją talią. Z jaką kartą wyjdę. Gdy rozglądam się na boki, zerkam w talie innych, próbuję rozdysponować ich kartami albo zmienić rozgrywki, które już się zadziały, tracę z oczu to, czym naprawdę dysponuję. Czyli energię, którą mogłabym włożyć w poznawanie swojej talii, wkładam w rzeczy, na które wpływu nie mam. Albo inaczej: mam na nie wpływ TYLKO I WYŁĄCZNIE ruchami swoich kart.

Wracając do ospy. Mam w rękach pewną mocną kartę. Kiedy nią rozgrywam, zawsze do mnie wraca z kolejną dobrą. Ta karta to umiejętność samoobserwacji i autoanalizy – wyodrębniłam ją z ze swojej talii dzięki wsparciu!

  • co dzieje się ze mną w chwili, gdy otrzymuję taką wiadomość?
  • co robię, jakie są pierwsze moje ruchy?
  • jakie emocje wiążą się z tym, co się dzieje?
  • wiem o sobie co nieco (dzięki tej karcie) – więc teraz przychodzi czas na pobycie z tym, co znajduję, na świadome oddychanie i po prostu bycie
  • odnajduję potrzeby, które leżą u podstaw moich pierwszych ruchów i moich emocji
  • plany ulegają drastycznym zmianom, a ja wiem, że to wiąże się z tym, że będę przeżywać jeszcze emocje, które z przyzwyczajenia wypieram, ale zawsze mogą zdecydować się na rozegranie tego inaczej

Czyli wczoraj, kochani Państwo, o 12 w nocy, nastawiałam zakwas na barszcz oraz zakisiłam kapustę. Powinno się zdążyć ukisić do 24. grudnia 😉 Na Święta zostajemy na Trolli. Będziemy dużo grać w karty, jak zwykle.