
Czyli, jak relacyjna nowomowa zabija relację.

Nie mów mi: „Słyszę, że się złościsz”
„Słyszę, że opłakujesz. Słyszę cię.”
Bo, kurna chata, nie słyszysz, skoro piszę do Ciebie.
Bo nic nie opłakuję! Do cholery.
A jak mi powiesz: no ja tak mówię, to po mojemu – to ja nie wiem, co powiedzieć. Bo ja mam wrażenie, że nie z Tobą mam do czynienia, a z modelem Rosenberga, który jest piękny, by sobie poukładać różne rzeczy. Ale nie mówić do mnie nim!
I weź, nie parafrazuj. Serio. Nie musisz.
A mógłbyś tak pobyć? Po prostu?
Mógłbyś mnie zapytać? „Jak ci z tym?”
Powiedzieć coś tam po swojemu, w stylu: „Jestem tu, pisz, wylewaj ile chcesz.” Albo: „!!! Kochana!!! jestem tu! czytam co piszesz! <3”
Albo: „Ej, a chcesz wiedzieć, jak to mi brzmi?”
To się we mnie pojawia, gdy w relacji ze mną, ktoś mówi do mnie komunikacją non-violent. Próbuję sobie wyobrazić dzieci w podobnej sytuacji:
- Mamoooo, chcę obejrzeć bajkę.
- Słyszę, że chciałabyś teraz włączyć bajkę, tak?
Mamo, jesteś tam? Bo jakaś gadająca głowa mówi jakieś wyuczone na warsztatach rzeczy.
Człowieka chcę!!!
W ogóle to Wam muszę wyznać, że kocham bardzo NVC. Jest jedną z takich rzeczy, które na serio pomagają mi być przy sobie, zauważyć siebie, zastanowić się, o co chodzi… i zobaczyć, że drugi człowiek też jest i też zachowaniami i językiem komunikuje mi o czymś głębszym – o potrzebach!
Lubię w NVC to co Sylwia Włodarska (Pani Swojego Szczęścia, znacie?) nazywa „otwartym tekstem”. Że mogę powiedzieć o sobie szczerze i jak najwyraźniej i najlepiej oddać, o co mi chodzi bez jakiś gierek.
Lubię to, że ułatwia mi drogę do potrzeby – że pokazuje mi drogowskazy i nazywa potrzeby, więc jest mi łatwiej!
Lubię to, że skupia się na potrzebach!
Lubię to, że uczy słuchania!
Lubię to, że zakłada, że każdy człowiek działa najlepiej jak potrafi w danym momencie!
Ale mam też taką refleksję, że po pierwszych warsztatach NVC, juulowych czy innych, mamy tendencję, by coś „stosować”. Czyli podchodzimy bardzo metodycznie do sprawy. A wtedy nie jesteśmy sobą, staramy się mówić w sposób wyuczony, bo przecież ta gadka, ten sposób, te 4 kroki albo ten cały prosty język osobisty są na pewno lepsze niż nasze mówienie. Przecież nazywanie emocji jest takie ważne, a my nigdy nie nazywaliśmy emocji!
To ja bym chciała Wam powiedzieć, że uważam, że stosować można wszystko. I może nam to naprawdę służyć. Ale najlepiej stosować na sobie. Tylko na sobie.