Opublikowano 1 komentarz

Jestem goła i szaleję z miłości

Dovrefjell na zawsze mieszkasz tu <3

dovrefjell
dovrefjell

Początek podróży jest dla mnie najprzyjemniejszy. Początek jest wtedy, gdy w głowie pojawia się zamysł, zaczynamy o tym rozmawiać, przygotowujemy się i ja już podróżuję. Jestem taką „wizyjną” osobą, że snucie wizji, śmiganie po trasie podróży, w której fizycznie mnie nie ma, przynosi mi bardzo dużo przyjemności.

NIE

U mnie podróż zaczęła się od postawienia granicy, powiedzeniu NIE i wzięciu za siebie odpowiedzialności. Nie, nie będę tu pisać o wychowaniu dzieci, sprawa w ogóle dzieci nie dotyczyła. Sprawa, która mnie zaangażowała w momencie, gdy padałam ze zmęczenia, przygotowując dom, auto, siebie, dzieci, koty, telefony, ogród, jedzenie – do podróży. Jakie to było ciekawe, jeszcze w takim momencie moja głowa potrafiła zatrzymać mnie i wyprodukować parę fajnych wizji, co się stanie jeśli odmówię, czyli postąpię tak, jak czuję. Otóż: będę człowiekiem bez serca, zimną suką, zachowam się obrzydliwie, tak się nie robi…. A co, gdy powiem tak? Będę wkurzona, ot co. I będę miała prawo narzekać, zrzędzić… Te strony już znam, wybieram się w inne.

Powiedziałam NIE. I to totalnie mnie podpaliło, achch, uwielbiam podróże! Nagle moje skurczone, zmartwione pole rozszerzyło się na cały świat, wszystko leżało u moich stóp. Tak ma być!

Ruszyliśmy

Pierwszy raz pod namiotem z rodziną, w Norwegii. Zmęczeni, styrani już na wstępie. Czemu my to sobie robimy? Coś nam każe w ten sposób zbliżać się do różnych ważnych rzeczy. Pierwsza ważna rzecz to był przystanek ze spontanicznym spacerem do rwącej rzeki. Dzieci bawiły się flakami ryby, a my nie robiliśmy zdjęć telefonem. To wystarczyło, by zobaczyć, że dążymy się rejony komarowe, że łąki to bogaczki, a my możemy podziwiać ich blask i kolory, że zrobiliśmy super jedzenie, a zapomnieliśmy lampki do namiotu, tylko czy będzie potrzebna? No nie będzie 🙂 Jesteśmy na północy, tu słońce oświetla noce latem.

Jak zacząć od Dovrefjell?

Najpierw trzeba zrozumieć, że to rejon dla ciebie. Ja zrozumiałam to, kiedy przejeżdżaliśmy tamtędy w kwietniu. Dovrefjell to płaskowyż, podobny do finnmarkowej viddy (najpółnocniejsza północ Norwegii, przy morzu Barentsa). Podobny, ale inny! Pełen krzaków, wiatrów, jezior, strumieni, mchów, chrobotków, skał pokrytych pięknymi kolorami. Mieszkają tu woły piżmowe! Przede wszystkim, Dovrefjell to przestrzeń, w takich miejscach lubię być, oddychać. Szaleję z miłości do Dovrefjell!

dovrefjell

Wiadomo więc, że Dovrefjell. Na pierwszym zjeździe okazuje się, że znowu my to jesteśmy prawdziwymi dziećmi szczęścia. Mamy namiot! A cały parking zapełniony wygodnymi kamperami. Przy głównej drodze w Norwegii…. E6. A my pakujemy plecaki, o czym powinien być osobny post, i idziemy w dzicz. Ja szaleję z miłości przy każdym kolejnym krzaku, przy każdym kolejnym kamieniu.

Wyskakuj z młyna

W małej rodzinie na pierwszych wakacjach pod namiotem panuje chaos. Trudno sprostać wszystkim potrzebom i pragnieniom, które się w niej kotłują, gdy przewodnikami jest dwoje dorosłych – bardzo zmęczonych i spragnionych ciszy ludzi. Dzieci są każdym żywiołem naraz i to, co u nas w środku powoli się dogotowuje, to co u nas się poddusza, u dzieci jest od razu na wierzchu i jest mocą, która robi wrażenie i która każe działać, żyć, babrać się materii. Mniej poetycko oznacza to wysadzanie na kupę, siku, mycie buzi, rozbieranie, ubieranie, podnoszenie, stawianie, przytulanie, a nade wszystko słuchanie, patrzenie, słuchanie, patrzenie…

dovrefjell

Nasz opór, by wykonywać pracę, którą należałoby rozdzielić między kilkoro dorosłych, tylko wzmaga chaos, konflikty i hałas. To z kolei dokłada nam do zmęczenia, układ nerwowy drażniony niemiłosiernie hałaśliwymi bodźcami sięga po maczety i ani się obejrzawszy kręcimy się w iście diabelskim młynie. Uczymy się wyskakiwać.

dovrefjell

Gdy wszyscy zaśniemy, pogryzieni przez meszki i komary, które w zimnych rejonach lubią z przytupem świętować krótkie lato, przychodzi czas na sny, w których spotykam przyjaciółki, zachodzę w ciąże, odwiedzam bezpieczne, ciche krainy, obfite w życzliwych ludzi.

Rano, udaje mi się wstać przed młodszym dzieckiem, męża i starszego synka już nie ma, poszli gdzieś odkrywać tę przepiękną krainę. A ja wprawiam w ruch obolałe ciało (spanie na ziemi, nawet jeśli dzieli mnie od niej fajna samopompująca mata, to nie jest dla mnie optymalny wypoczynek), trening mobilności z widokiem na góry, krzaki, jezioro. Dobry początek dnia!

dovrefjell

Potem królewskie śniadanie, bo my lubimy jeść po królewsku nawet w dziczy – omlety na maśle ze śmietaną, masłem orzechowym i jagodami, gorąca herbata…

„Gorąca” miłość

Gdy dzieci idą bawić się na hamak, nie wytrzymuję i lecę jak ćma do ognia do zimnego jeziora. Uwielbiam wodę, gdy czuję, że muszę wejść do wody, wchodzę, kiedyś sporo się zastanawiałam i wynikiem tego nigdy nie wchodziłam – bo zawsze wychodziło na to, że to bez sensu.

Dziś myślę: „I dobrze. Bez sensu. Lecę do ciebie jeziorko, będziemy się kochać”. Wskakuję naga, jezioro jest lodowate, więc przeżycia podobne do narkotycznego haju gwarantowane. Po pierwsze w takim momencie jednoczę się z wodą do tego stopnia, że każda moja komórka przypomina sobie, że w większości jest wodą i właśnie wracamy do domu. Po drugie widzę każdą najmniejszą cząsteczkę w moim ciele, wszystko jak na dłoni, bo organizm dostaje mocny sygnał: żyj, bo jest, kurwa, zimno. Napiszę wam kiedyś więcej, ale może w sumie nie ma po co, bo wy zaraz sami spróbujecie, prawda?

dovrefjell
dovrefjell
dovrefjell

A potem, co tu mówić. Jest za pięknie. Mam tak rozruszaną chemię w ciele, że jestem chodzącą kulą szczęścia, rozgaszczam się w Dovrefjell, zmywam naczynia w jeziorku – chrobotek jako zmywak, jałowiec do szorowania patelni, myję zęby dzieciom, w ogóle świat mi niegroźny, mimo że wieje i lecą na nas czarne chmury. To nic! Teraz jestem najbogatsza i co zechcę się dzieje.

dovrefjell
dovrefjell

Ten tekst napisała Zosia – miłośniczka Dovrefjell, miłośniczka jezior północnych, północna dusza, która sprowadziła do Norwegii ciało, a ono teraz kocha się z zimnem. Północna wiedźma. Wie na przykład, że sosna… zresztą… kiedy indziej o tym.

Opublikowano Dodaj komentarz

Jak nie mieć koni i mieć konie, czyli życie oparte na wartościach

Każde życie jest wartościowe. Lepiej zapytać: jakie życie będzie dla mnie pełne, bogate, mające znaczenie?

Opowiem Wam coś. Marzą mi się konie. Chcę mieć dom na wsi, dużo terenu wokół, lasu, łąk, może zdarzyć się jeziorko, pagórki, skałki… I tak wśród tej zieleni biegające stado wolnych koni. Koni, których nie szkolę. Koni, z którymi jestem, którym towarzyszę i vice versa. Mmmm…. wtedy to będzie.

Tu ja i Ghaaja, zdjęcie by Marta Sikorska

Jednak teraz nie widzę możliwości, by mieć te konie tak HOP tu i już. Nie wiem nawet jak zaplanować to marzenie. Ale wiem, że już teraz mogę je realizować. W każdej sekundzie.

Nasze społeczeństwo, gospodarka, cywilizacja – wszystko opiera się o cele. Jest sporo kursów, kołczów, trenerów, którzy mogą nauczyć nas, jak osiągać cele, jak je rozpisywać, dążyć do nich. W celach samych w sobie nie ma nic złego. Co jednak, gdy przez to „życie celami” umyka nam smak, witalność, życie po prostu?

Dowiedz się więcej o wartościach na darmowym webinarze!

Ktokolwiek osiągnął jakieś cele, wie, że to nie jest moment osiągnięcia szczęścia w życiu raz na zawsze. To przyjemna chwila spełnienia. Gdy cały czas dążymy do takich chwil, nasze życie przypomina wycieczkę do disneylandu, a my niecierpliwe dziecko. Takie dziecko całą drogę pyta: kiedy będziemy na miejscu? Kiedy wreszcie będzie Disneyland? Czy to już? Ile jeszcze zostało? Kiedy to będzie?

Nasze myśli są zaprzątnięte na celu do tego stopnia, że nie potrafimy cieszyć się samą drogą, wyprawa nas nuży, czujemy napięcie, tracimy z oczu wszystko po drodze, bo nasz cel jest dla nas punktem dojścia, w którym DOPIERO BĘDZIEMY ŻYĆ.

To oczywiście jest iluzja.

A gdybyśmy tak mogli podejść do tego, jak inne dziecko? Dziecko, które jedzie do Disneylandu i podziwia widoki po drodze. Ze smakiem zajada się przekąskami. Cieszy się z przydrożnych barów, ze smutkiem zauważa, że zaraz będzie padać, słucha ulubionej płyty i czuje wiatr między palcami, gdy wystawi rękę za okno. Czuje ekscystację na myśl o Disneylandzie, jednocześnie radość z zamówionych po drodze ciastek. Dociera do celu w tym samym czasie, może nieco wolniej, niż dziecko niecierpliwe.

Życie oparte na wartościach przypomina postawę drugiego dziecka. Ponieważ wartości możemy realizować w każdej, każdziutkiej chwili.

Jak to? Jak można nie mieć koni i mieć konie? Jak wobec tego realizować wartość związaną z posiadaniem stada wolnych koni i domu na wsi?

Po pierwsze musimy uświadomić sobie, że wartości to nie cele. To czasowniki, przysłówki, poczucia – ale to coś, co robimy i jak robimy. Pytanie, co wiąże się z posiadaniem stada koni? Jak wtedy żyję? Co dokładnie robię?

Mi pojawia się: jestem blisko ziemi, korzystam z natury, chodzę na spacery, jestem obecna, kontaktuję się z przyrodą, zwierzętami.

Jak mogę na co dzień realizować te wartości?

  • codziennie mogę wybrać: czy chcę siedzieć w domu, czy wyjść na dwór, pochodzić po trawie, dotknąć drzewa
  • codziennie, w każdej chwili mogę wybrać: czy chcę być obecna, tu i teraz, słuchać i patrzeć, widzieć; czy dać się zaprzątnąć myślom
  • mogę czytać o zwierzętach, słuchać, oglądać filmy przyrodnicze, głaskać koty, wyprowadzać psy, ruszać się blisko ziemi
  • mogę obserwować cykle przyrody, zanurzyć się w niej bardziej, wybrać w każdym momencie, czy chcę zaprosić do tej chwili przyrodę, spokój i obecność, jaką niosą ze sobą konie, czy też chcę działać w zgodzie z inną wartością

W ten sposób, moje życie, pełne jest jakości, działań, w których obecne są wartości związane z posiadaniem stada koni.

Tu ja i Edward, zdjęcie by Marta Sikorska

I w ten oto sposób POSTANAWIAM dbać o moje życie. Wprowadzając wartości w każdej sekundzie, będąc przy nich blisko, wyciągając je z plecaka jak kompas na drodze, która wiedzie w gruncie rzeczy nas wszystkich ku jednemu celowi.

Więc nie warto zaniedbywać ważnych dla nas rzeczy i wmawiać sobie, że ich miejsce jest „na później” albo, że to trzeba karkołomnie zaplanować.

Może nigdy nie osiągniesz celu, ale nigdy nie poniesiesz trwałej porażki, żyjąc według własnych wartości.

– cytat z książki „Pożegnaj wagę. Jak wykorzystać techniki ACT w odchudzaniu i utrzymaniu zdrowej sylwetki”

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o życiu według wartości, przyjdź na darmowy webinar.


Opublikowano Dodaj komentarz

Wysoko wrażliwa obecność

Wysoko wrażliwe dziecko potrzebuje dokładnie tego samego, co dziecko z zespołem Aspergera czy ADHD – naszej akceptującej obecności.

Posłuchaj dziesięciominutowego podcastu o wysokiej wrażliwości.

Znajdowanie wytłumaczenia dla różnych naszych zachowań, cech, sposobów działania, przynosi nam ulgę. Jednak chcę pamiętać, by nie zamknąć się na postrzeganie siebie czy innych ludzi przez tylko jeden pryzmat. To nie służy nikomu. Dlatego dla mnie wysoko wrażliwe dziecko jest przede wszystkim:

  • człowiekiem – wartościowym z samego faktu istnienia, zasługującym na szacunek, traktowanie z równą godnością
  • dzieckiem – potrzebującym towarzyszenia dorosłego w różnych doświadczeniach, potrzebującym dorosłego, który pokazuje, jak traktuje siebie, potrzebującym bezwarunkowej akceptacji i zaufania

Dlatego w moim podcaście nie skupiam się na tym, jak ułatwić życie dziecku wysoko wrażliwemu, jak ułatwić życie sobie. Moją intencją jest pokazanie nieco innej perspektywy.

Jeśli metaforą człowieka byłby słoik, w którym są szklane kulki, to każda kulka mogłaby oznaczać przeróżne rzeczy, niekoniecznie z tej samej kategorii. Niektóre z nich byłyby wydarzeniami, którym nadajemy znaczenie, a niektóre wydarzeniami, których nie pamiętamy. Niektóre dotyczyłyby naszych cech osobowości, inne wyglądu, a jeszcze inne układu nerwowego. Byłyby tam kulki, które mogłyby powiedzieć to i owo o naszych preferencjach kulinarnych, seksualnych, zmianach w życiu, pomysłach, myślach, głosach…. Nigdy do końca nie poznany, niesamowity, wyjątkowy słoik. Czasami, by zrozumieć słoik, chcemy, by była na nim etykieta. Na przykład: choleryk. Albo: człowiek, który był molestowany seksualnie w dzieciństwie. Albo: piękna kobieta. Albo: wysoko wrażliwe dziecko. Albo: DDA.

Te etykiety nigdy nie opisują precyzyjnie zawartości. Biorą pod uwagę jedynie kilka kulek, czasami jedną. Tymczasem cały słoik jest zupełnie inną historią, bardziej złożoną, gotową na poznanie i akceptację.

Jako rodzice możemy być sobą. Autentyczni. Zdarza się, że ranimy nasze dzieci, dzień po dniu przekraczamy granice, naciskami, popełniamy mnóstwo błędów. I bez względu na to, jakie kulki wyciągam z każdego z nas w powyższym zdaniu, przytulenia i akceptacji potrzebuje cały słoik.

Podobnie jest z dziećmi. Każde dziecko. Każde. Potrzebuje dostrzeżenia, towarzyszenia akceptacji dla całej swojej osoby.

Możliwe, że osoby wysoko wrażliwe doświadczają więcej bólu. Możliwe. Ich poczucie własnej wartości nie jest zagrożone, jeśli jest obok nich dorosły, który dostrzega ich ból, potrafi przy nim być, wytrwać i nie kolorować, wygładzać, upiększać doświadczenia. Naprawdę nie musimy kierować naszej energii w tę stronę.

Zosia

PS. Jeśli chcesz dowiedzieć się, gdzie wkładać swoją energię w rodzicielstwie, by rzeczywiście odżywiać relacje zapraszam Cię do programu, do którego cały czas można dołączyć. Co miesiąc prowadzę inne seminarium Jespera Juula w danym temacie. Zobacz: https://zotrolla.teachable.com/p/zglebiam-podejscie-jespera-juula

z kodem DBAM

Opublikowano Dodaj komentarz

Dla rodziny – 19 inspirujących cytatów Jespera Juula

Z okazji nadchodzących Świąt, przygotowałam dla Was parę myśli Jespera Juula. Mam nadzieję, że spędzicie Święta tak jak lubicie. Dobrych, rodzinnych Świąt!

Wartości

„W kwestii wychowywania dzieci poszukiwanie jedynie słusznej metody nie jest dobrym pomysłem. Dobrym pomysłem jest natomiast zastanowienie się nad wyznawanymi przez siebie wartościami

  • W co wierzę?
  • Co uznaję za najważniejsze ludzkie potrzeby?
  • Które z wartości przekazane przez moich rodziców sprawdziły się, a które należy wyrzucić za burtę?”

Konflikty

„O szczęściu danej rodziny decyduje to, czy obie strony pojmują konieczność istnienia konfliktów i czy chcą wspólnie znaleźć metodę radzenia sobie z nimi. Jeśli ów sposób jest akceptowany przez oboje partnerów, to jest on właściwy, dzięki czemu rodzina może stać się dla dzieci miejscem bezpiecznym.”

Granice

„Trzeba być cały czas świadomym, że granice nie są prawdą objawioną. Możemy mieć dla nich dobre uzasadnienie, ale gdy uważamy je za jedynie słuszne, skutkiem mogą być poważne konflikty w rodzinie.”

Poważne traktowanie

„Dzieci mogą i chcą traktować poważnie swoich rodziców, ale najpierw muszą doświadczyć tego, że same są traktowane poważnie i że rodzice traktują siebie nawzajem z takim samym szacunkiem. Właśnie dlatego, że potrzeba bycia traktowanym poważnie jest w nas głęboko zakorzeniona, złościmy się z powodu rzeczy, które innym mogą wydawać się mało znaczące. Oburza nas wtedy nie sam drobiazg, lecz nasza niespełniona chęć, żeby czuć się kimś znaczącym w oczach innych, tak jak czujemy się znaczący we własnych oczach.”

Odżywianie

„Jeszcze żadne dziecko nie umarło z powodu braku kilku śniadań. Jednak pamiętajcie o jednym: ŻADNYCH WYRZUTÓW, OSKARŻEŃ CZY SŁODKICH MANIPULACJI!”

„Najważniejszym pożywieniem dla dziecka jest zawsze pokarm psychiczny, który otrzymuje od rodziców.”

Agresja

„Agresja nie jest wrogiem miłości i troski. Jest jedną z wielu form wyrażania miłości. Gdy będziemy ją ignorować albo próbować zdusić, urośnie z czasem do rozmiarów wulkanicznych albo zamieni się w lodowaty chłód.”

„Rodzice są sami odpowiedzialni za swoją agresję. Dzieci nigdy nie ponoszą za nią nawet najmniejszej winy.”

Wkład w życie rodziny

„Kobiety mają często lepsze wyczucie wszystkiego, co tworzy atmosferę w domu, niż mężczyźni. Dlatego łatwo o sytuację, kiedy męski wkład w życie rodziny okazuje się skromniejszy niż byśmy chcieli. Proszę pomyśleć: nie chodzi o to, żeby być zwykłą siłą roboczą albo o podział obowiązków. Chodzi o to, aby czynności wykonywane w domu były wykonywane w określonym duchu, z określonym nastawieniem. Dlatego chciałbym poradzić mężczyznom, żeby byli tymi, którzy dbają o zakupy produktów żywnościowych i przygotowywanie posiłków. Wtedy będziecie mieli jedyną w swoim rodzaju możliwość istotnego wpływania na atmosferę w domu.”

Równa godność

„Większość dorosłych dopiero uczy się przekładać pojęcie równorzędności na konkretne działania i zachowania. Z naszego doświadczenia wynika jednak, że proces nauki jest stosunkowo szybki i bezproblemowy, ponieważ jego efekty nie dają na siebie długo czekać, a nagrodą są satysfakcjonujące relacje z dziećmi.”

Dominacja „męskich” wartości (pieniądze, praca, współzawodnictwo)

„Ceną za własne cztery kąty są często przepracowani, zestresowani rodzice, których dzieci muszą zadowolić się opieką obcych ludzi. Wartości, na których opierają się rodzicielskie decyzje, już stulecia temu wypadły z orbit, że należy wziąć to pod uwagę, gdy będziemy zastanawiać się nad naszymi wyobrażeniami na temat podziału ról w rodzinie.”

Dialog

„Decydujące dla owocnego dialogu jest rzeczywiste zainteresowanie punktem widzenia drugiej strony.”

„Wiele osób czuje frustrację z powodu przedłużających się sporów i dyskusji. Większość z nas została wychowana w rodzinach, których charakter można określić jako oświecony absolutyzm, i dlatego sądzimy, że wspólne poszukiwanie rozwiązań i rozciągnięty w czasie dialog są dowodem nieskuteczności, lenistwa lub niezdolności do podejmowania decyzji. Myśl o powrocie do dawnego podziału ról i kompetencji może niekiedy wydawać się kusząca, tak samo jak jednostronne decydowanie strony dominującej. Gdy jednak tak się dzieje, nie da się uniknąć walki o władzę.”

Odpowiedzialność

„W najważniejszych obszarach życia – takich jak wychowywanie dzieci, pieniądze czy seks – odpowiedzialności rodziców nie można podzielić. Obydwoje są stale odpowiedzialni za całość. Oprócz tego ponoszą także odpowiedzialność za siebie nawzajem. Dochodzi ona do głosu, gdy troszczą się o swoje potrzeby i życzenia, mimo że niekiedy stoją one w sprzeczności z ich własnymi potrzebami. Jednak taka troska będzie tylko wtedy autentyczna, gdy wypływa z osobistej odpowiedzialności. Gdy tak nie jest, przestaje być darem, a staje się długiem, który kiedyś ktoś będzie chciał wyegzekwować.”

Niepokój i poczucie winy

„Nadmierny niepokój, tak samo jak i nadmierne poczucie winy, które są tak rozpowszechnione wśród współczesnych rodziców, dostarczają alibi do bycia pasywnym i pozwalają schodzić z drogi koniecznym rodzicielskim decyzjom.”

Dziecko w centrum

„Rodzice, którzy stawiają dziecko w centrum uwagi, redukują swoje życie do roli rodzica – w każdym razie wtedy, gdy są z dziećmi. Próbują odgrywać ją jak najlepiej i zapominają, żeby oprócz tego jeszcze po prostu być człowiekiem.”

Miłość

„Jeśli chce się żyć w związku z drugą osobą, nie da się uniknąć zmian i konieczności rozwoju osobistego. Taki związek zawsze zmierza do pewnej równowagi, ale role nie są rozdzielone z góry. Nikomu nie uda się stworzyć czułej relacji z partnerem i dziećmi, jeśli będzie kurczowo trzymał się swojej tożsamości z czasów, kiedy miał 20 lat. I właśnie ten konieczny rozwój można uznać za największą korzyść, jaką czerpiemy z tego biegu z przeszkodami, którym jest miłość.”

„Wcale nie jest łatwo tak kochać drugiego człowieka, żeby czuł się kochany. Większość z nas potrzebuje całego życia, aby się tego nauczyć. Jednak w życiu nie zawsze trzeba być doskonałym – czasami szczęście polega na dążeniu do tego.”

Opublikowano Dodaj komentarz

Co robić, gdy wszystkie plany idą się je***? Czyli o graniu w karty.

Częścią życia rodziny z małymi dziećmi jest to, że co chwila zawracamy. Do życia.

Mieliśmy piękne plany spędzenia Świąt w Polsce z rodziną, a po drodze na prom spania w uroczych leśnych chatkach w Szwecji. Tuż przed wyjazdem, nasz rodzinny grafik pęka w szwach. Załatwiamy sprawy z autem, kupujemy dodatkowe wełniane gacie do przedszkola, łańcuchy na opony, prezenty, stroimy naszą niby-choinkę, dostajemy zaproszenie na urodziny do sąsiadki i kombinujemy, jak to zmieścić. Bo jeszcze przecież praca, odśnieżanie, rozbita żarówka, oparzone dziecko…. Tak moje starania na „Święta w rytmie slow” (kto to do cholery wymyślił?!) zostają wystrychnięte na dudka.

I wtedy informacja, że w przedszkolu panuje OSPA przychodzi do mnie jak wybawienie. Wybawienie z tego chomikowego kółka, że ja gdzieś MUSZĘ zdążyć, że zrobić, że odhaczyć, że zapisać sobie i pamiętać JESZCZE o tym.

To nie jest kołczowy tekst w stylu „żyj pełnią życia”. To jest o pewnym postanowieniu. Postanowienie jest takie, że ja rozdaję karty. Zawsze.

Rozdaję karty w sytuacji, gdy moje dziecko ma wypadek i trafia do szpitala.

Rozdaję karty w sytuacji, gdy bliska mi osoba choruje.

Rozdaję karty, gdy mam stresujący czas w życiu.

Rozdaję karty zawsze.

O co chodzi?

  • póki żyję, mam w ręku parę kart. Czasami jest ich więcej, czasami tylko dwie, albo jedna (mogą się te kochane karty, skleić)
  • mam wpływ tylko na te karty, jak nimi zadziałam, rozdysponuję, które wybiorę
  • NIE MAM INNYCH KART!
  • w każdej sytuacji życia mam wybór i wolność w tym wyborze
  • kiedy dzieje się coś, co jest dla mnie naprawdę trudne i ciężkie, mam wybór, czy dam sobie czas i powietrze na przeżycie emocji, często żałoby, rozpaczy, wściekłości
  • zazwyczaj w sytuacji tzw. „czarnej dupy”, mam wybór czy zwrócę się o wsparcie do kogoś wsparciowego
  • mogę dopuścić do wglądu w moje karty kogoś z zewnątrz, na przykład psychoterapeutę, coacha albo zupełnie przypadkową osobę, by poukładała mi trochę te karty albo sprawdziła, czy nie są sklejone
  • karty są dostępne zawsze, w małych sytuacjach codziennych, związanych z naszą reakcją, a także w dużych krokach w naszym życiu
  • ilość kart się zmienia – są zależne od naszych zasobów, zadbania i zazwyczaj samej świadomości, że je w ogóle trzymamy i jesteśmy za nie wdzięczni

Ta cała metafora karciana jest nie tylko o wyborze, ale też o wpływie. Mam wpływ tylko/aż na to, co zrobię z moją talią. Z jaką kartą wyjdę. Gdy rozglądam się na boki, zerkam w talie innych, próbuję rozdysponować ich kartami albo zmienić rozgrywki, które już się zadziały, tracę z oczu to, czym naprawdę dysponuję. Czyli energię, którą mogłabym włożyć w poznawanie swojej talii, wkładam w rzeczy, na które wpływu nie mam. Albo inaczej: mam na nie wpływ TYLKO I WYŁĄCZNIE ruchami swoich kart.

Wracając do ospy. Mam w rękach pewną mocną kartę. Kiedy nią rozgrywam, zawsze do mnie wraca z kolejną dobrą. Ta karta to umiejętność samoobserwacji i autoanalizy – wyodrębniłam ją z ze swojej talii dzięki wsparciu!

  • co dzieje się ze mną w chwili, gdy otrzymuję taką wiadomość?
  • co robię, jakie są pierwsze moje ruchy?
  • jakie emocje wiążą się z tym, co się dzieje?
  • wiem o sobie co nieco (dzięki tej karcie) – więc teraz przychodzi czas na pobycie z tym, co znajduję, na świadome oddychanie i po prostu bycie
  • odnajduję potrzeby, które leżą u podstaw moich pierwszych ruchów i moich emocji
  • plany ulegają drastycznym zmianom, a ja wiem, że to wiąże się z tym, że będę przeżywać jeszcze emocje, które z przyzwyczajenia wypieram, ale zawsze mogą zdecydować się na rozegranie tego inaczej

Czyli wczoraj, kochani Państwo, o 12 w nocy, nastawiałam zakwas na barszcz oraz zakisiłam kapustę. Powinno się zdążyć ukisić do 24. grudnia 😉 Na Święta zostajemy na Trolli. Będziemy dużo grać w karty, jak zwykle.