
Czego szukają w internecie, co lubią, co im pomaga, co wspiera?
Rozmawiałam dziś z koleżanką, trenerką FamilyLab o fanpage pani, która cały czas zamieszcza dialogi, jakie prowadzi z dziećmi i rozpisuje rozkminkę o neurobiologii przy okazji tych dialogów. I to okazuje się bardzo popularne! Szybko sprawdzam, jak to jest ze mną?

Kocham dialogi!
Kocham patrzeć, jak ktoś rozmawia ze swoimi dziećmi!
Kiedyś czytałam nałogowo Me and my Bu i karmiłam się tymi dialogami, które Marta prowadziła ze swoim synem. I wiecie co myślałam?
„Wow, ja też tak chcę. Eh, nigdy taka super nie będę.”
To dobrze nam te obserwowane w necie dialogi robią, czy nie…?
Po pierwsze mało kto z nas został wychowany otoczony przez dorosłych, dojrzałych dorosłych, którzy umieli prowadzić dialog. Czyli być sobą, być przy sobie, mówić o tym, co jest dla nich ważne i SŁYSZEĆ dziecko. Sami byli dziećmi z niezamkniętym dzieciństwem, z metodami, ze straszeniem…. Różnie bywało. Potem rośniemy my i…. żyjemy w dużym oddaleniu od siebie. W naszych głowach dźwięczą słowa dorosłych z naszego dzieciństwa, a w poradnikach huczy od informacji, że tak to nie powinno wyglądać.
Staramy się więc inaczej. Z przekonaniem, że to, co robimy to niewystarczające, niefajne, że eksperci to potrafią…
Brakuje nam wioski! Z innymi dorosłymi, którzy też jakoś mają i też chcą się uczyć i dorastać i dobrze żyć z dziećmi. Gdy natrafiamy więc na miejsce w sieci, gdzie mamy GOTOWE dialogi. Gotowe, pełne dobrych słów, fajnych rozkmin co się dzieje w głowie rodzica. No tylko wziąć i zaimplementować w życie! Tylko my cały czas tacy niegotowi, wybuchający, nieumiejący tak „fajnie” zagadać….
Ja bym chciała, żebyśmy mniej ekspertami byli i mniej chcieli być w tych relacjach. Ekspertami w dziedzinie komunikacji, w dziedzinie emocji, w dziedzinie psychologii. Dobrze by było szukać „eksperckości” albo po prostu WIEDZY w takich obszarach:
- JA – co lubię, co wiem, czego nie lubię, co jest dla mnie ważne. Dziś.
- MÓJ PARTNER – kim jest? Kim jest dziś?
- MOJE DZIECI – kim są dzisiaj?
- MOJA RODZINA – jak nam jest dziś?
I gadajcie po swojemu! Poddawajcie to refleksji i myślcie, ale nie zmieniajcie ad hoc waszego sposobu bycia, waszej autentyczności, waszych przekleństw, waszego przemocowego języka nawet! Pewnie, że warto się rozwijać, pracować nad sobą, zauważać, uświadamiać sobie, czytać, inspirować się. ZE ŚWIADOMOŚCIĄ, że NA TERAZ JESTEM TAKA. I to jest OK. Dzieci potrzebują rodziców z krwi, kości i emocji.
I mała uwaga jeszcze: dzieci sobie poradzą bez naszego gadania. O uczuciach. O potrzebach. Dajmy im przeżyć te emocje, żyć, a zadbajmy o to, by samemu dawać sobie przyzwolenie na to. Zadbajmy o wsparcie nas!
Jak żyć bez tej wioski? Macie pomysł?